Filmy Marka Koterskiego z trudem poddają się gatunkowym klasyfikacjom. Reżyser bowiem potrafi umiejętnie żonglować konwencjami. Raz bliżej mu do groteski i awangardy ("Dom wariatów" 1984), kiedy indziej znów "skręca" w kierunku komediodramatu z domieszką czarnego humoru i kina psychologicznego ("Życie wewnętrzne" 1986, "Porno" 1989). Wszystkie dotychczasowe filmy Koterskiego mają jednak wspólny motyw. Jest nim duchowy upadek człowieka, próba opisu i analizy przyczyn jego wewnętrznej degrengolady, na zewnątrz objawiającej się rozpadem więzi rodzinnych i niemożnością autentycznego zaangażowania w związek uczuciowy. Bohaterowie Koterskiego to zwykle jednostki "wydrążone", wyobcowane, potrzeby emocjonalne utożsamiające z fizycznymi popędami, najczęściej seksualnym.
Bohater filmu ubierany jest w prosektorium do pogrzebu. Ubieracze rozpoznają w nim znanego reżysera filmów erotycznych. Z karteczki na palcu nogi odczytują nazwisko: to Adam Miauczyński, zredukowany przed trzema laty filmowiec. "Tfu.
Nie spotkało mnie w życiu nic śmiesznego" - podsumowuje nieboszczyk w monologu wewnętrznym przeżyte 40 lat. I zaczyna wspominać wszystkie dawne, niedawne i współczesne zdarzenia, które były dla niego smutne, pechowe i nieszczęsne. A więc to,
że zostawiono go zasikanego i nieprzewiniętego w szpitalu,
aż obtarł sobie nogi do krwi, po czym zostały mu na nogach blizny. Że jego rodzice chcieli, by był dziewczynką i mama ubierała
go w sukienki. Że poszedł na reżyserię filmową, aby być sławnym, mieć piękne kobiety, wspaniałe samochody i dużo pieniędzy,
a codziennie rano musiał się szarpać z dziesięcioletnim "maluchem". Że wyrzucono go z pracy przy czterech kolejnych filmach. Że od dwudziestu lat mieszka w mieście, którego bezgranicznie nienawidzi, bo dostał w nim mieszkanie za dyplom
z wyróżnieniem. Że żona się z nim rozwiodła, bo chce wyjść
za mąż za obcokrajowca, najlepiej Araba, ale mieszkają razem,
bo gdzie się mają podziać ? Że codziennie wychodzi z domu
w nadziei, że spotka miłość swego życia, ale każda napotkana kobieta okazuje się po pierwsze - nie "tą", po drugie zaś - każdą miał już wcześniej jego najbliższy przyjaciel. Że zawsze czuł się drugim lub pracował jako drugi, a nawet jak już został pierwszym reżyserem, to dalej czuł się jak drugi. Plan filmowy wpędzał go
w histerię i depresję. Wreszcie wydaje mu się, że spotyka miłość swego życia, ale oczywiście szybko ją traci. Pijany wraca do domu, gdzie żona z córką - żeby było śmieszniej - pozorują ucięcie
mu głowy tasakiem, w ostatniej chwili uderzając dziecinnym kaloszem. Jednak Adaś i tak umiera - ze strachu.
Nie spotkało mnie w życiu nic śmiesznego" - podsumowuje nieboszczyk w monologu wewnętrznym przeżyte 40 lat. I zaczyna wspominać wszystkie dawne, niedawne i współczesne zdarzenia, które były dla niego smutne, pechowe i nieszczęsne. A więc to,
że zostawiono go zasikanego i nieprzewiniętego w szpitalu,
aż obtarł sobie nogi do krwi, po czym zostały mu na nogach blizny. Że jego rodzice chcieli, by był dziewczynką i mama ubierała
go w sukienki. Że poszedł na reżyserię filmową, aby być sławnym, mieć piękne kobiety, wspaniałe samochody i dużo pieniędzy,
a codziennie rano musiał się szarpać z dziesięcioletnim "maluchem". Że wyrzucono go z pracy przy czterech kolejnych filmach. Że od dwudziestu lat mieszka w mieście, którego bezgranicznie nienawidzi, bo dostał w nim mieszkanie za dyplom
z wyróżnieniem. Że żona się z nim rozwiodła, bo chce wyjść
za mąż za obcokrajowca, najlepiej Araba, ale mieszkają razem,
bo gdzie się mają podziać ? Że codziennie wychodzi z domu
w nadziei, że spotka miłość swego życia, ale każda napotkana kobieta okazuje się po pierwsze - nie "tą", po drugie zaś - każdą miał już wcześniej jego najbliższy przyjaciel. Że zawsze czuł się drugim lub pracował jako drugi, a nawet jak już został pierwszym reżyserem, to dalej czuł się jak drugi. Plan filmowy wpędzał go
w histerię i depresję. Wreszcie wydaje mu się, że spotyka miłość swego życia, ale oczywiście szybko ją traci. Pijany wraca do domu, gdzie żona z córką - żeby było śmieszniej - pozorują ucięcie
mu głowy tasakiem, w ostatniej chwili uderzając dziecinnym kaloszem. Jednak Adaś i tak umiera - ze strachu.
Część krytyki porównywała film Koterskiego do słynnego "Zezowatego szczęścia" Andrzeja Munka. Miauczyński
pod wieloma względami przypomina Piszczyka. Podobnie jak
on jest wiecznym pechowcem, którego ambicje są wprost proporcjonalne do nieudacznictwa. Jego groteskowo-humorystyczne perypetie również kryją głębsze treści, dotyczące polskich przywar, kompleksów i ograniczeń. Jeden z krytyków pisał: "Nic śmiesznego" jest przede wszystkim filmem bardzo polskim. O naszym malkontenctwie, o niemożnościach,
o marazmie inteligenta, który nie potrafi znaleźć sposobu na życie
i czeka, że dobrobyt i szczęście spłyną mu w ręce same. Koterski śmieje się z wszystkiego i wszystkich. Z absurdalnej rzeczywistości wokół, ze środowiska filmowego, z siebie samego.
"Nic śmiesznego" to pewnie trochę i rozliczenie z jego własnym życiem, z jego tęsknotami i marzeniami. Rozliczenie bardzo gorzkie, pomimo salw śmiechu, które co chwilę wybuchają
na sali".
pod wieloma względami przypomina Piszczyka. Podobnie jak
on jest wiecznym pechowcem, którego ambicje są wprost proporcjonalne do nieudacznictwa. Jego groteskowo-humorystyczne perypetie również kryją głębsze treści, dotyczące polskich przywar, kompleksów i ograniczeń. Jeden z krytyków pisał: "Nic śmiesznego" jest przede wszystkim filmem bardzo polskim. O naszym malkontenctwie, o niemożnościach,
o marazmie inteligenta, który nie potrafi znaleźć sposobu na życie
i czeka, że dobrobyt i szczęście spłyną mu w ręce same. Koterski śmieje się z wszystkiego i wszystkich. Z absurdalnej rzeczywistości wokół, ze środowiska filmowego, z siebie samego.
"Nic śmiesznego" to pewnie trochę i rozliczenie z jego własnym życiem, z jego tęsknotami i marzeniami. Rozliczenie bardzo gorzkie, pomimo salw śmiechu, które co chwilę wybuchają
na sali".
No hay comentarios:
Publicar un comentario